Jak mierzyć siły na zamiary?
Kiedy nasze chęci zaczynają być większe niż moce, przychodzi frustracja. Nic dziwnego: niemoc denerwuje. Jednak na przegraną z własnym ciałem nie trzeba patrzeć jak na porażkę.
U każdego z nas nadszedł (bądź niedługo nadejdzie) taki moment, że nie będziemy mogli zwinnie wejść na krzesło, podbiec do autobusu, czy bez zadyszki wnieść siatek z zakupami na trzecie piętro. Wtedy zapewne narodzi się frustracja, bo nasz umysł nie będzie godził się z ograniczeniami, które narzuca starzejący się organizm i wbrew logice wciąż będzie patrzył na rzeczywistość pod kątem pragnień, a nie możliwości. W zredukowaniu oczekiwań nie pomaga wiedza, że biologiczny zegar tyka dla każdego z nas tak samo i zmian związanych ze starzeniem nie da się odwrócić (choć odpowiednimi działaniami prozdrowotnymi można je spowolnić!). Akceptacja postępującego spadku sił życiowych polega w istocie na pogodzeniu się z faktem, że jesteśmy śmiertelni.
Można tylko powiedzieć, że to bardzo dobrze, że prawdziwy egzamin z życia zdajemy dopiero wtedy, gdy jesteśmy już doświadczeni i dojrzali. Starość jest nie tyle dla orłów, co dla ludzi, którzy już potrafią radzić sobie z przeciwnościami. Tylko ci, którzy wcześniej już przez coś przeżyli, mogą ją udźwignąć.
Co znajdziesz w tym artykule
Kiedy ciało zaczyna się zwracać przeciwko nam
Przez większą część życia ciało było przyjacielem. Mogliśmy „zarwać” noc na pracę czy imprezę, dźwigać ciężkie paczki, uwinąć się, by w jeden dzień umyć wszystkie okna w domu, po infekcji szybko wracaliśmy do zdrowia. Nerki i wątroba sprawnie usuwały zbędne produkty przemiany materii, gruczoły nasycały krew hormonami, mózg budził szybko do pracy, nawet gdy nie zadbaliśmy o odpowiednią ilość odpoczynku, a mięśnie trzymały w formie i naszą postawę, i przemianę materii. Ciało było wytrwałe i silne. Ale pewnie gdzieś tak po 45. roku życia zaczęło niedomagać i czuliśmy, że nie możemy już na nim polegać tak, jak kiedyś. Pierwsze przebarwienie na skórze, pierwsze siwe włosy, pierwszy utracony ząb, pierwsze poranne bóle kręgosłupa. I wtedy pewnie zrozumieliśmy, że młodość przemija.
Pierwsza reakcja – bunt
Paradoksalnie – wściekłość stanowi pierwszy i ważny krok do zaakceptowania nowej sytuacji. Dlatego, czując, że na jakieś działanie nie mamy już sił, pierwszą reakcją większości z nas jest… rzucenie wyzwania życiu, swojemu organizmowi i jego słabościom.
Dlatego za młodu zapalony taternik jako starszy pan będzie chciał znowu wyruszyć w góry, dawna piękność pójdzie na kolejny zabieg z zakresu medycyny estetycznej, a przy okazji wesela córki czy wnuczki nie odmówi sobie wyjścia na parkiet, choć rytm muzyki wyda się za szybki, a ewolucje taneczne zbyt męczące. Wzorowa pani domu jako babcia będzie chciała tak samo dokładnie umyć okna, sprzątnąć w każdym kącie. Niestety wszyscy przegrają. Taternik nabawi się kontuzji stawów, albo naderwie mięsień, tancerka umknie z parkietu spłoszona spojrzeniami młodszych i sprawniejszych kobiet, pani domu usiądzie zmęczona po umyciu okna w salonie, nie mając już sił na umycie tego w kuchni. Tylko czy na pewno są oni przegrani?
Niemoc nie oznacza przegranej
Nie, bo o przegranej można mówić tylko wtedy, gdy porażki niczego nas nie uczą. Większość osób niemocy związanej z wiekiem po prostu się uczy, sprawdzając, na ile mogą sobie pozwolić. Zaczyna się to po czterdziestce. Wtedy zaczynamy rozumieć, że o ile kiedyś można było siedzieć do białego rana w miłym towarzystwie przy pasjonującej rozmowie, a rano pójść do pracy w pełni sił i bez bólu całego ciała, to powoli przestaje to być możliwe. Ale czy czterdziestolatek codziennie leje łzy nad tym, że nie może już dwa razy w tygodniu zarywać nocy? Nie, po prostu traci ochotę na długie spotkania towarzyskie, tym bardziej te zakrapiane alkoholem. Kto nie może, ten również często nie chce. Kiedy straty przeważają nad zyskami, przestajemy żałować, że czegoś nie robimy.
Dokładnie ten sam sposób rozumowania pomaga w podeszłym wieku. Zamiast złościć się na ograniczenia, trzeba rozważać zyski. Nie wejdziemy już na Rysy? Ale może Morskie Oko lub Czarny Staw jest w zakresie naszych możliwości? A nawet jeśli nie jest, to zawsze możemy pospacerować tatrzańskimi dolinkami. Pomyślmy przy tym, że zaoszczędzimy sobie potencjalnych urazów mięśni, stawów i złamań. Ograniczenia fizyczne łatwiej zaakceptować po okresie buntu, kiedy zrozumie się, że to nie kwestia przymusu, a wyboru. Teoretycznie wciąż można zachowywać się jak młodziak, jednak powstaje pytanie: po co? Oczywiście, nikt z nas nie lubi słów „nie mogę”, ale wtedy, by uniknąć rozczarowań i irytacji, warto zastąpić je przemyśleniem problemu i świadomą decyzją „mógłbym, ale nie chcę”.
Równowaga ducha silniejszego od ciała
To, że na pewnym etapie życia godzimy się z fizyczną niemocą nie oznacza, że jesteśmy bierni, nieaktywni, gorsi. Właśnie wtedy całą energię powinniśmy skierować na poszukiwanie takich form aktywności, które mogłyby z powodzeniem zastąpić poprzednie. Jeśli ból kolan czy stóp nie pozwala nam już biegać, możemy pływać (ruch w wodzie nie obciąża stawów), chodzenie po górach, możemy zastąpić pieszymi wędrówkami po równinach. Najważniejsze, by utrzymać się jak najdalej od postawy, którą cechuje rezygnacja oraz poczucie, że „mnie już nic nie czeka, życie jest dla młodych i sprawnych”. Życie jest dla wszystkich, trzeba tylko umieć nim żyć.
Jak uczyć wnuki sztuki odpuszczania?
Pomyślmy: już jako dzieci przechodziliśmy bolesne lekcje przegrywania, a każda porażka – nawet ta w wyścigu w workach na festynie, nie mówiąc o śmierci ukochanego chomika – zdawała się końcem świata. W nauce podnoszenia się po tych „klęskach” dla wielu z nas kluczowi okazywali się dziadkowie. Ponieważ nasze mamy przeważnie miały miękkie serce, i dawały się ogrywać nawet w karcianą „wojnę”, a ojcowie często okazywali się zbyt bezwzględni, szczególnie, gdy sami mieli zbyt osobiste podejście do rywalizacji – to właśnie dziadkowie i babcie uczyli nas (i my powinniśmy uczyć) kolejne generacje trudnej sztuki przegrywania. Niejednego chłopca to dziadek nauczył prowadzić samochód, bo tylko on miał wystarczająco cierpliwości i konsekwencji w pokazywaniu pomyłek bez poniżania ich sprawcy. Niejednej dziewczynie to właśnie babcia uświadomiła, iż istnieją mężczyźni nie do zdobycia i kobiety nie do przegadania. Tylko starsi ludzie wiedzą, że bardzo często porażka nie przynosi ujmy i jest tak samo cenną lekcją jak zwycięstwo.
Dlatego ci z nas, którzy nauczyli się radzić sobie z poczuciem niemocy, mają ogromną rolę społeczną do odegrania. Posiadamy bowiem kompetencje do pokazywania młodszym, jak godzić się z nieuniknionym. Wszyscy chcielibyśmy być zawsze młodzi i piękni, niestety, nie możemy. Proces duchowego wzrastania nie polega na uciekaniu od tego faktu, tylko zaakceptowaniu go. Młodość nie dba o ograniczenia i w tym jest piękna. Młodzi podbijają świat i przeprowadzają rewolucję. Starsi są od tego, by przed realizacją zamiarów zmierzyć siły oraz ostrzec młodych przed przewartościowaniem roli dobrych chęci.